Recenzja filmu

Abel (2010)
Diego Luna
Christopher Ruíz-Esparza

Zabawa w dom

Objęty mecenatem przez liderów nowego kina meksykańskiego i debiutujący za kamerą aktor Diego Luna, nie stara się nikogo przekonać, że "potęga wyobraźni" rozwiąże wszystkie problemy tego świata.
Dziewięcioletni Abel bierze sprawy w swoje ręce. Rozstawia po kątach domowników i pod nieobecność ojca zaprowadza porządek. Wkłada sygnet i zbyt dużą koszulę, a przy śniadaniu przegląda codzienną prasę. Dla swojej matki jest mężem, dla siostry i braciszka – ojcem. Skąd ta fantazja o przejęciu roli nieobecnego patriarchy?

Abla poznajemy, gdy matka zabiera go ze szpitala psychiatrycznego. Po odejściu ojca, który, jak się domyślamy, wyjechał do USA za chlebem, chłopiec zaniemówił. Jednakże widząc chaos panujący w jego rodzinnym domu, otwiera usta. Płyną z nich kolejne polecenia. Za radą lekarza bliscy uczestniczą w grze, będącej tymczasowym remedium na autodestrukcyjne skłonności dziecka. Nawet powracający znienacka ojciec nie burzy tej iluzji. Widz oczywiście wie, że i tak rozpadnie się ona z hukiem. Pozostaje pytanie, kiedy.

Objęty mecenatem przez liderów nowego kina meksykańskiego i debiutujący za kamerą aktor Diego Luna, nie stara się nikogo przekonać, że "potęga wyobraźni" rozwiąże wszystkie problemy tego świata. Żeby tę pesymistyczną konkluzję wyeksponować, wpisuje ją w formułę kina z pogranicza dwóch realizmów – społecznego i magicznego. W jego filmie najlepsze są obyczajowe mikroscenki, jak ta, w której Abel strofuje absztyfikanta swojej nastoletniej siostry. Nawet sceny uderzające edypalną symboliką podane są tu w sposób lekki i zabawny (jak wtedy, gdy po wdrapaniu się na śpiącą matkę/żonę i błyskawicznym osunięciu się na drugą stronę łóżka, Abel sięga po "post-orgazmicznego" papierosa). Swoją wiarygodność zawdzięczają kapitalnej grze młodego Christophera Ruiza-Esparzy. Zgrywający szacownego padre chłopiec zapowiada się na gwiazdę pierwszej wielkości.  

Wizualnym leitmotivem filmu jest naprzemienna, żabia i ptasia perspektywa, z której obserwujemy bohatera. Ów zabieg stylistyczny odsyła nas wprost do podświadomości dziecka, w której ścierają się potrzeba dominacji i pragnienie czułości. Jest taki dowcip o chłopcu-niemowie, który po osiemnastu latach milczenia, siedząc przy obiedzie, nagle pyta rodziców: "mamo, gdzie jest kompot?". Wszyscy zaczynają zachodzić w głowę, dlaczego przemówił teraz, dlaczego dopiero po osiemnastu latach. I dlaczego, na miłość Pana!, spytał akurat o kompot? Chłopiec tymczasem odpowiada: "Bo zawsze był". Bunt Abla też rodzi się z niezgody na zmianę status quo. I on również po raz pierwszy odzywa się przy obiedzie. 
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones